Wtorek I tygodnia Adwentu

Ewangelia wg św. Łukasza 10,21-24.

Jezus rozradował się w Duchu Świętym i rzekł: «Wysławiam Cię, Ojcze, Panie nieba i ziemi, że zakryłeś te rzeczy przed mądrymi i roztropnymi, a objawiłeś je prostaczkom. Tak, Ojcze, gdyż takie było Two...

25 lat Parafii

Objawienia Pańskiego w Bliznem

Pierwsza parafia, pierwsze spotkanie z wiernymi. Dużo dziś było adrenaliny?

Nie ukrywam, że gdy wychodziłem do ołtarza, towarzyszyły mi silne emocje. Wiadomo, człowiek przychodzi jako nowy wikary, czuje się oceniany. Zresztą zawsze miałem lęk przed wystąpieniami publicznymi.

Zupełnie tego nie widać.

To znaczy, że dobrze się maskuję (śmiech). Mam odruchy aktorskie, gdyż od małego występowałem w teatrze. Wiem, co robić, by panować nad zdenerwowaniem. Dziś po prostu szukałem wzrokiem osoby, która życzliwie by na mnie patrzyła. No i zauważyłem jedną uśmiechniętą panią. Nie wiem, czemu ona się uśmiechała, ale było mi łatwiej.

Jak, poza tą jedną panią, powitało księdza Blizne?

Bardzo dobrze. Spotkałem się z dużą otwartością i życzliwością parafian. Podchodzili, żeby pogadać, przywitać się, łamali moje skrępowanie uśmiechem.

Skąd ksiądz do nas przybywa?

Przybywam z Warszawy. Wychowywałem się na Wawrzyszewie. Jednak mój „rodzinny” kościół pod wezwaniem św. Marii Magdaleny poznałem dopiero w wieku dorosłym, kiedy przyszedłem do zakrystii i powiedziałem, że chciałbym być klerykiem i potrzebuję zaświadczenia. Wcześniej nikt mnie w tym kościele nie znał, bo nie za często tam bywałem… O takich jak ja mówi się, że zostali powołani „z ulicy”.

Co to znaczy?

Moja droga do seminarium nie była prosta. Dorastanie i wczesna dorosłość były czasem buntu. Na studiach mieszkałem w różnych miejscach, z różnymi ludźmi – mogę to nazwać okresem „błędów i wypaczeń”. A tu nagle powrót do kościoła.

W jakim był ksiądz wtedy wieku?

Miałem dwadzieścia pięć lat i zdążyłem już skończyć studia inżynieryjne na Politechnice Warszawskiej. Studiowałem na Wydziale Elektrycznym, na specjalizacji: maszyny elektryczne.

Kim się jest po takich studiach?

Potocznie elektrykiem. Po studiach przez kilka lat pracowałem w swojej branży – m.in. pisałem proste algorytmy do badania pola magnetycznego, np. w tramwajach i innych miejscach.

Jak doszło do nagłego nawrócenia?

Zawsze, gdy o tym mówię, trochę się krępuję, bo niektórym moja historia może się wydać niepoważna… Otóż gdy miałem 25 lat, interesowałem się polityką, oglądałem więc na Youtubie różne filmiki na ten temat. Pewnego dnia słuchałem akurat jednego redaktora i on zaczął swój wywód następującym stwierdzeniem: „Dzisiejsi filozofowie mówią, że prawda nie istnieje, ale skoro mówią, że prawda nie istnieje, to wypowiadają jakąś prawdę, więc sami sobie zaprzeczają.” On rzucił to tylko jako wstęp, a ja… zupełnie się na tym „zawiesiłem”.

Co było najbardziej uderzające w tej wypowiedzi?

Słowo „prawda”. Zacząłem wpisywać do wyszukiwarki właśnie to hasło: „prawda”, i jeszcze „filozofia”. No a wiadomo, że jak się czegoś słucha na Youtubie, to od razu wyskakują nowe propozycje. W pewnym momencie wyświetliło mi filmik o którymś z filozofów chrześcijańskich, następnie przekierowało na dominikanów i o. Krąpca, a potem na Karola Wojtyłę. No i nagle się okazało, że od miesiąca słucham bardzo dużo o filozofii, ale takiej, która popiera chrześcijaństwo lub wykazuje wręcz, że jest ono prawdziwe. Zadałem więc sobie pytanie: dobrze, to chrześcijaństwo jest prawdą czy nie? No bo jeśli nie, to nie ma się nad czym zastanawiać. A co, jeśli jest…? Postanowiłem to sprawdzić.

Jak to się robi?

Najzwyczajniej w świecie zacząłem się modlić. Sięgnąłem po różaniec. Odmawiałem go zgodnie z instrukcją znalezioną w Internecie. I wtedy nagle coś zaczęło się dziać. Po prostu… zacząłem wierzyć.

Dwa lata później był już ksiądz w seminarium. Jak pojawił się głos: „Pójdź za Mną!”?

Po nawróceniu ogarnął mnie neoficki zapał; chęć, by iść na całego. Poszedłem nawet na rozmowę do seminarium, ale suma summarum stwierdziłem, że potrzebuję czasu. I rzeczywiście, przez kolejne dwa lata spokojnie sobie pracowałem, nie myśląc już o kapłaństwie. Potem jednak ta natarczywa myśl zaczęła wracać: „jednak spróbować, jednak spróbować”. Wtedy trafiłem do prenowicjatu u dominikanów w Krakowie.

Czemu do zakonu?

Pomyślałem, że będzie to dobre miejsce, by zbadać powołanie, bo przecież lubiłem zgłębiać intelektualny aspekt wiary, a za dominikanami stoi wielki dorobek naukowy, święty Tomasz, świetny system kształcenia... Jednak już po tygodniu przyszło poznanie: „Boże, ja tutaj dla dobrych studiów przyjechałem, a nie za Panem Jezusem”. Z miejsca poszedłem do ojca odpowiedzialnego za prenowicjat i powiedziałem: „Dziękuję, to nie dla mnie”.

Co ksiądz czuł: zawód czy ulgę?

Ulgę i radość, że nie muszę zostawać zakonnikiem! Pomyślałem: no to wszystko jasne, jednak nie mam powołania. Potem miałem jeszcze dziewczynę, no ale pół roku później wróciła ta sama myśl, przyciąganie; i to w dość intensywny sposób. „Jednak spróbować, jednak spróbować”... Byłem już zmęczony i pogubiony. W końcu usiadłem i po prostu zawierzyłem wszystko Panu Bogu w modlitwie. Powiedziałem Mu: dobra, idę do zwykłego szarego seminarium diecezjalnego, tam, gdzie mi się wcale nie chce iść, gdzie nic mnie nie przyciąga… Ale właśnie tam pójdę, żeby rozeznać swoje powołanie. No i poszedłem.

Jaka była reakcja rodziny i otoczenia?

Kiedy przyszedłem i powiedziałem, że chcę być księdzem, moja mama się popłakała – oczywiście ze smutku. Nie wiedziała, co się dzieje, nie widziała żadnej spójności między moją decyzją a tym, jakiego mnie znała od dziecka. Tata powiedział, że będzie mnie odciągał, w dobrym tego znaczeniu - żeby sprowokować mnie do stanięcia w prawdzie. Jednak potem, gdy byłem już w seminarium, a on zorientował się, że to chyba rzeczywiście nie są żarty, odpuścił i zaakceptował mój wybór, choć lepszym słowem będzie chyba „tolerancja”. Myślę, że rodzicom nie było łatwo. Jestem jedynakiem.

Jak ksiądz przeżył czas seminarium? Mówi się, że jest to swoisty „czas ciosania” kleryków.

Nie jest tak źle, jak sobie wyobrażamy, ale oczywiście są ograniczenia, jest formacja. Nagle nie mogę wyjść na ulicę, bo ktoś mówi, że mi nie wolno. Wcale nie było łatwo z siebie rezygnować. Po czterech latach przyszedł kryzys. Już mi się nie podobało w seminarium, czułem, że nie jest ono dla mnie rozwijające, choć tak naprawdę było – bo to był akurat dołek w sinusoidzie, w całym tym procesie formacji. Poprosiłem o roczny urlop. Ojciec duchowny obiecał, że wybierze mi dobre miejsce. Trafiłem w góry, do Stryszawy, do wspólnoty o nazwie „Galilea”. Pomagałem tam jako kleryk w domu rekolekcyjnym i w kaplicy.

Co dało księdzu to doświadczenie?

Przez pierwszy miesiąc strasznie się męczyłem, wszystko wydawało się dziwne. To była wspólnota charyzmatyczna, a ja nigdy wcześniej nie miałem z czymś takim do czynienia. Potem jednak okazało się, że to doświadczenie jest mi bardzo potrzebne. Pozwoliło zdystansować się do opinii i pozorów związanych z seminarium, np. że wszystko jest tam głupie i w ogóle niepoważnie mnie tam traktują. W Stryszawie znów przesunąłem celownik na Pana Boga, z jakichś pomniejszych rzeczy, które finalnie nie mają przecież znaczenia. Gdy zaczynałem urlop, moja wiara była przytłumiona wątpliwościami. We wspólnocie ją odzyskałem – bo znalazłem się w miejscu, w którym naprawdę dzieją się Boże dzieła, a ludzie są życzliwi, szczerzy i radośni, gdyż czerpią od Pana Boga i promieniują Nim na zewnątrz. Doświadczenia głoszenia Słowa odmieniło mnie, otworzyło i dało siłę. Nigdy wcześniej nie byłem we wspólnocie i widocznie tego mi brakowało. Po roku wróciłem do seminarium, a dziś jestem księdzem.

Można chyba stwierdzić, że wiodła do tego bardzo żywa droga, pełna zwrotów i walki wewnętrznej.

Moja droga nie była prosta. Było wiele cierpienia, przeżywania, łez, kryzysów i słabości ludzkiej… Z jednej strony wiedziałem – wszystko na to wskazywało - że to jest droga dla mnie, lecz w tym samym czasie odzywał się we mnie stary człowiek, który chciał mnie przekonać, że jednak nie ma co rezygnować z pewnych rzeczy. No ale jak widać Pan Bóg sobie z tym poradził. Wystarczyło zaufać Mu w kluczowych momentach - że jeśli to jest Jego dzieło, On będzie się tym będzie martwił, On mi to powołanie pokaże, udowodni.

Porozmawiajmy o przyszłości. Czy może nam ksiądz zdradzić jakieś szczegóły swojego planu działań duszpasterskich w Bliznem?

Podoba mi się pomysł ks. Pawła Paligi, który wyjeżdżał w różne miejsca z parafianami. Chciałbym to kontynuować. Co jeszcze? Mam zacięcie związane ze wspólnotowym przeżywaniem, otwarciem na siebie, wspólnotą. Jak może się to objawiać? Poprzez piknik, wspólną modlitwę, nabożeństwo przed Najświętszym Sakramentem. Jak będzie w praktyce, zobaczymy.

Mamy pytanie z naszego Facebooka, od Parafianki: jaki ma ksiądz plan na spotkania z ministrantami?

Myślę, że dobrym pomysłem są cotygodniowe spotkania z ministrantami (może wraz z rodzicami?), czasem uzupełnione wyjazdem w ciekawe miejsce albo na wydarzenie kulturalne. Choć obecnie z uwagi na okoliczność pandemii kwestia wymaga jeszcze rozeznania...

Co lubi ksiądz robić w wolnym czasie?

Nadal czytuję książki filozoficzne, św. Tomasza, Orygenesa, Karola Wojtyłę. Mój tata jest z zawodu informatykiem, wychowałem się wśród komputerów i nie ukrywam, że nadal lubię tak spędzać czas. Rok temu kupiłem sobie zegarek do biegania i ku mojemu zaskoczeniu nawet udaje mi się pokonywać różne dystanse. Liczę, że tutaj uda mi się kontynuować ten nowy dobry zwyczaj.

Jeśli tak, to pójdzie ksiądz w ślady swojego poprzednika.

Pod tym względem nie ma się co porównywać, to wysoko postawiona poprzeczka! Znam ks. Pawła Paligę, bo przez jeden semestr mieszkałem z nim w pokoju. Paweł jeździł wtedy na te wszystkie maratony, półmaratony, widziałem, ile pracy i treningu w to wkładał. Miał sportowy styl życia, regularnie oddawał krew. Również dziś udowadnia, że da się pogodzić wzmożoną aktywność z kapłaństwem. Mam cichą nadzieję, że i mi się to uda.

Młodzi księża umieszczają na obrazkach prymicyjnych zdania, które pragną przyjąć jako swoiste motto swojego kapłaństwa. Co zapisał ksiądz na swoim obrazku?

M.in. zdanie, na które natrafiłem, gdy w wieku 25 lat szukałem w Internecie znaczenia słowa „prawda”. To fragment z Ewangelii Jana. Brzmi on tak: „Ja Jestem Drogą, Prawdą i Życiem”.

Chcę być kapłanem dla ludzi

Kiedy pojawiły się u Ciebie pierwsze myśli o tym, aby zostać kapłanem?

Odpowiadając na to pytanie muszę się cofnąć pamięcią do dzieciństwa, bo już tam mogę doszukiwać się pewnych okruchów powołania. Jak to z dziećmi bywa - bawią się odgrywając różne sceny z życia. Jedni bawią się w lekarzy, inni w policjantów, jeszcze inni w sprzedawców w sklepie, ja się bawiłem w księdza. Oczywiście - nie każdy, kto bawił się w strażaka nim został, ale z perspektywy czasu można było już tam zobaczyć pewne symptomy powołania. Ta myśl wróciła mocniej przed maturą, gdy trzeba było się decydować na jakieś studia. Pamiętam - pojechałem do seminarium na jeden dzień skupienia, ponieważ następnego dnia miałem studniówkę. Był to bardzo owocny czas, jednak postanowiłem skończyć jakieś inne studia, a potem zobaczymy. Na studiach ta myśl o kapłaństwie do mnie wracała. Przez rok po zakończeniu studiów pracowałem we Wspólnocie Przymierza Rodzin Mamre, gdzie mogłem swoje powołanie poddać rozeznaniu: przez codzienną modlitwę, Eucharystię, Adorację Najświętszego Sakramentu.

Czy zanim rozpoznałeś "głos Boży" w sercu miałeś wcześniej jakieś inne plany, co do swojej przyszłości?

Oczywiście, myślałem o założeniu rodziny. Myślałem o pracy, jako trener czy nauczyciel wychowania fizycznego albo edukacji dla bezpieczeństwa. Pracowałem przez rok, jak wcześniej pisałem, przy Mamre, gdzie zajmowałem się przygotowaniem otwartych spotkań ewangelizacyjnych.

Wielu księży na pewnym etapie swego młodzieńczego życia spotkało kapłana, który ich w pewien sposób zainspirował. Czy i w Twoim przypadku było podobnie?

Oczywiście, przykład oddanych kapłanów jest bardzo potrzebny, aby rozpoznać w sobie głos Boga. Niewątpliwie był to mój pierwszy proboszcz ks. Prałat Jan Szkoc. Niektórzy mówili o nim: „Janosik w sutannie”. Byli nimi również księża, których spotkałem na rekolekcjach wyjazdowych, niektórzy moi wikariusze oraz ks. Włodzimierz Cyran. Tym ostatnim Bóg posłużył się, abym przeżył tzw. „drugie nawrócenie”, bym poznał żywego Jezusa.

Kiedy zapadła ostateczna decyzja o wstąpieniu do wyższego seminarium duchownego?

Było to na rekolekcjach, na których pełniłem funkcje administratora. Zaraz po powrocie do domu razem z ks. Wojciechem Koryto pojechałem złożyć dokumenty do seminarium.

Jak przyjęło Twoją decyzję otoczenie?

Wachlarz reakcji był bardzo różny w zależności od osoby: od radości do sprzeciwu. Były osoby, które - aby mnie zniechęcić - mówiły o negatywnych aspektach i przykładach rozmaitych kapłanów. Ja im tylko odpowiadałem: „ale ja taki nie będę”.

Jak wspominasz lata spędzone w seminarium?

Seminarium to czas formacji intelektualnej, osobowej, a przede wszystkim duchowej. To bardzo uporządkowany czas, gdzie wszystko ma z góry ustalone miejsce. Jest czas na modlitwę, lekturę duchową, studia i rekreację. Dzięki różnego rodzaju wydarzeniom, takim jak posługa lektora, otrzymanie stroju duchownego, akolitat i diakonat czas szybciej płynął. Seminarium to też nowi znajomi klerycy, ale i księża. Czas seminarium to też praktyki w domu dziecka, domu pomocy społecznej, w hospicjum, na parafiach, w szkole, ale także pomoc w roznoszeniu Komunii w szpitalu. A wakacje to czas rekolekcji w drodze, które odbywają się podczas pielgrzymki do Częstochowy, wyjazdy z młodzieżą czy rekolekcje. Dzięki nim mogłem poznać specyfikę posługi z dziećmi, młodzieżą, rodzinami, osobami chorymi i w podeszłym wieku.

Czy zdarzały się chwile zwątpienia?

Tak. Człowiek przeżywa różne chwile w swoim życiu i zadaje sobie różne pytania. Gdy pojawiało się zwątpienie, szukałem odpowiedzi na modlitwie, ale też u kapłanów czy przyjaciół. Największą próbę wiary miałem na przełomie trzeciego i czwartego roku. Wtedy pomogła mi pewna kobieta, była nią błogosławiona Matka Teresa z Kalkuty, niedługo święta. Czytałem jej książkę pt. „Bądź Moim światłem”, czułem jej pomoc i obecność podczas mojej nocy wiary.

A co wspominasz najlepiej z czasów seminaryjnych?

W seminarium warszawskim jest codziennie godzinna Adoracja Najświętszego Sakramentu w ciszy, dla chętnych. Codziennie korzystałem z tego czasu. Można powiedzieć, że to setki godzin spędzonych przed Panem. Wiem, że ten czas już nie powróci, ale będzie owocował. Dobrze wspominam czas praktyk na parafii, gdzie można było zobaczyć i doświadczyć codziennego życia duszpasterza.

Na trzecim roku przyjąłeś sutannę. Jakie uczucia towarzyszyły Ci, gdy po raz pierwszy pokazałeś się w nowym stroju w domu?

To niesamowite uczucie. To taki moment, w którym najbardziej widać zmianę, ludzie odbierają cię jako księdza. Jeden z ojców duchownych powiedział, że sutanna to też swoista tarcza. Bo pewnych głupich rzeczy nie zrobisz już, bo nie wypada, np. przechodzić na czerwonym świetle. Spotkałem się z wielką życzliwością ludzi, którzy dziękowali mi, że chodzę po ulicy w sutannie, że to jest dla nich umocnienie. Niewiele razy spotkałem się z jakoś słowną agresją.

Kandydaci na diakonów i kapłanów bezpośrednio przed przekazaniem im przez księdza biskupa władzy święceń padają na twarz. O czym myśli się leżąc krzyżem na posadzce kościoła, podczas gdy nad głową słychać śpiew litanii do wszystkich świętych?

Jest to moment chyba najbardziej wzruszający. Jest to czas intensywnej modlitwy. Leżąc na posadzce, modliłem się słowami litanii i wyobrażam sobie te zastępy świętych i błogosławionych, którzy wzywani przybywają do kościoła otaczają nas i nas umacniają.

Jakim chcesz być duszpasterzem?

Chce być kapłanem „dla ludzi”, otwartym i miłosiernym. Chcę być tym, który będzie drogowskazem wskazującym dobrą drogę, drogę do Nieba, drogę do Boga. Chcę być drabiną, po której ludzie będą się przybliżali do Boga.

Skąd ksiądz do nas przybył, z jakich stron, z jakiej rodziny?

Jestem synem Zbigniewa i Mirosławy, mam jeszcze o trzy lata starszą siostrę Ewelinę. Pochodzę z województwa Śląskiego, dokładniej z ziemi Zagłębiowskiej, z Dąbrowy Górniczej.

Z czego pisałeś swoją pracę magisterską?

Pracę magisterska napisałem z teologii duchowości. Jej tytuł brzmi: „Teologiczno – sakramentalne środki w posłudze egzorcyzmów na podstawie wybranej literatury”. Opisuję w niej, co pomaga nam w walce ze złym duchem. Zająłem się tym tematem, ponieważ przez rok towarzyszyłem kapłanowi, który jest również egzorcystą.

Czym oprócz pobożnych zajęć ksiądz się interesuje?

Interesuje się sportem, ale nie tym na ekranie czy w gazecie, ale w realu. Sam biegam, jeżdżę na rowerze, rolkach, chodzę po górach, wspinam się po skałkach, pływam. Moim sportowym osiągnięciem jest przebiegnięcie maratonu, a w przyszłości chcę ukończyć triathlon.

Jakie słowa zamieścił ksiądz na obrazku prymicyjnym i dlaczego właśnie taki wybór?

Na obrazku prymicyjnym zamieściłem słowa z rytu przyjęcia kandydata na członka do wspólnoty Mamre, które brzmią: „Czy przyjmujesz wolę Bożą nawet, jeśli będzie krzyżem? Przyjmuję.” Wypowiadałem je kilkakrotnie, trzymając krzyż w ręku. Naszym głównym powołaniem jest pełnienie woli Bożej, ponieważ wtedy będziemy prawdziwie szczęśliwi, nawet, jeśli po ludzku, wydaje się to trudnością. To moje motto na lata kapłańskie, zdaje sobie sprawę z wagi tych słów, ale Bóg nigdy nie wymaga od nas tego, co niemożliwe z Jego pomocą.

Czego Księdzu życzyć?

Bym w tym wyborze wytrwał do końca, bym coraz bardziej kochał Boga i ludzi. Bym stawał się święty i innych do świętości prowadził, by nie było rozdźwięku między tym, co mówię, a tym jak żyje. Bym zawsze szukał i pełnił wolę Boga, by moja i Jego wola była jedna.

Urodziłem się 4 kwietnia 1986 roku w Różanie jako pierwsze dziecko Henryka i Ireny Szatanek, zostałem ochrzczony dnia 4 maja 1986 roku w Kościele św. Anny w Lubielu Nowym ( diec. łomżyńska), a w gimnazjum przyjąłem sakrament bierzmowania dnia 18 maja 2001 roku w tejże parafii. Dnia 15 maja 2011 roku w Kościele Seminaryjnym p. w. Wniebowzięcia NMP i św. Józefa Oblubieńca z rąk Jego Eminencji Kardynała Kazimierza Nycza przyjąłem święcenia diakonatu.

W skład mojej rodziny wchodzą: rodzice: Henryk i Irena; ja jestem najstarszym ich synem; dwie siostry Kinga i Ewelina oraz dwóch braci Łukasz i Kamil.

Do szkoły Podstawowej uczęszczałem w Chrzczance Włościańskiej, kończąc ją z wynikami dobrymi dnia 25 czerwca 1999 roku. Następnie ukończyłem Gimnazjum w Starym Bosewie, z wyróżnieniem dnia 21 czerwca 2002 roku i udałem się do Technikum Drzewnego w Zespole Szkół nr 1 w Wyszkowie. Tam uczyłem się zawodu i odbywałem praktyki zawodowe. Technikum ukończyłem dnia 28 kwietnia 2006 otrzymując promocję z wyróżnieniem. W maju przystąpiłem do egzaminu maturalnego, a dnia 11 lipca 2006 roku otrzymałem Świadectwo Dojrzałości.

Następnie udałem się do Wyższego Metropolitalnego Seminarium Duchownego w Warszawie, gdzie napisałem pracę magisterską na seminarium z teologii dogmatycznej pt. ?Wymiar biblijny, chrystologiczny i eklezjalny miłosierdzia w encyklice Dives in misericordia Jana Pawła II? i otrzymałem promocję magisterską dnia 18 maja 2012 roku, a dnia 2 czerwca 2012 otrzymałem święcenia prezbiteriatu z rąk Jego Eminencji Kardynała Kazimierza Nycza.

Obecnie jestem księdzem, który może pochwalić się małym stażem w tej posłudze, ale mam nadzieję, że moje zaangażowanie w życie duchowe własne i parafii przyczyni się do naszego wspólnego rozwoju i wzrostu. W Bogu jedynie pokładam nadzieję i Jemu się powierzam, a także oddaję siebie i was moi kochani.

Jeśli ktoś chce mnie poznać bardziej, zapraszam na Mszę Świętą Pn, Wt, Czw godz. 8.00 i Śr, Pt, Sob g.18.00; Ndz (stała) g. 10.30. Można podejść, zapytać i porozmawiać.

POLECAM SIĘ WASZEJ MODLITWIE I SAM MODLĘ SIĘ ZA WAS; ZAPRASZAM TAKŻE WAS DO WSPÓLNEJ MODLITWY ZA NASZĄ PARAFIĘ I BUDOWĘ !!!

Proszę nam opowiedzieć coś o sobie, skąd Ksiądz pochodzi?

Urodziłem się w Warszawie w szpitalu na Żelaznej. Przed wstąpieniem do seminarium większość czasu mieszkałem na Bródnie. Nadal mieszka tam moja matka i brat. Ukończyłem szkołę podstawową w pobliżu domu, potem "Kasprzaka" na Woli. W obydwu szkołach miałem szczęście do dobrych nauczycieli.

Czy możemy prosić o refleksję na temat pracy w poprzednich parafiach, która była pierwszą?

Po święceniach przez miesiąc zastępowałem księdza w Łomiankach, ale pierwszą oficjalną parafią była św. Teresa we Włochach. Przyszliśmy tam jednocześnie z ks. Marianem, naszym obecnym proboszczem. Potem trafiłem na ul. Chłodną, a następnie na Żoliborz, do Dzieciątka Jezus. Proboszczem był wówczas śp. ks. Roman Indrzejczyk, późniejszy kapelan prezydenta Kaczyńskiego. Wspaniały człowiek, niezwykle pracowity i cierpliwy! Mimo różnicy wieku i niektórych poglądów bardzo się polubiliśmy. Przez siedem lat tylko jeden raz zdenerwowałem się na niego, oczywiście w granicach kultury. On na mnie z pewnością więcej razy, ale nigdy nie powiedział złego słowa. To był najłagodniejszy człowiek, jakiego spotkałem. Szkoda, że zginął pod Smoleńskiem. Kolejne parafie, w których pracowałem to: Wniebowstąpienia Pańskiego na Ursynowie i ostatnio św. Józefa w Konstancinie Jeziornie.

W jaki sposób odkrył Ksiądz powołanie? Wiedział Ksiądz "od zawsze", że to jest właśnie ta droga, którą chce Ksiądz kroczyć w swoim życiu?

W mojej rodzinie jestem czwartym księdzem na przestrzeni ostatniego wieku. Ktoś musiał wymodlić te powołania. Także z mojej klasy w "Kasprzaku" czterech chłopców wstąpiło do seminarium, trzech zostało kapłanami. To były miesiące tuż po zabójstwie ks. Popiełuszki. Wszystko toczyło się dość szybko. Jeszcze na studniówkę poszedłem z dziewczyną, którą zamierzałem prosić o rękę. Potem Pan Bóg przestawił nasze losy. Decyzję o pójściu do seminarium trzymaliśmy do końca w tajemnicy, gdyż nasza szkoła, oprócz tego, że nieźle uczyła, była także dosyć "czerwona". Kiedyś dostałem burę od dyrekcji, że nie uczestniczyłem w pochodzie pierwszomajowym.

Jak Ksiądz trafił do Nas?

Wiosną 2013 roku obroniłem pracę doktorską. To oznaczało, że przyszedł czas opuścić Konstancin, w którym spędziłem siedem lat. Wydawnictwo Sióstr Loretanek zaproponowało mi pracę w redakcji. Ksiądz Kardynał wyraził zgodę. Potrzebowałem tylko miejsca na zamieszkanie. Przygarnęła mnie parafia Blizne, za co jestem niezwykle wdzięczny. Jak już wspomniałem, znam ks. Proboszcza od wielu lat i wiem, że pod opieką tak dobrego człowieka nie stanie mi się krzywda.

Gościliśmy już kiedyś Księdza, co to były za okazje, rekolekcje?

Kilka lat temu odprawiałem sumę odpustową dnia 8 września, a potem rekolekcje. Także w Starych Babicach głosiłem parę lat temu rekolekcje dla dzieci. Czasami odwiedzałem ks. Proboszcza.

Skąd zrodziła się w Księdzu potrzeba pisania dla dzieci, kiedy był debiut?

Czasem żartuję, że stało się to z powodu grypy na drugim roku seminarium. Mieszkaliśmy w nowym budynku, bez biblioteki, daleko od miasta. Strasznie nudziłem się w czasie choroby, a pod ręką nie było żadnych książek. Aby coś przeczytać, najpierw musiałem to sobie napisać. Traktowałem to jako ćwiczenie. Większość tych tekstów wylądowała w koszu.

Ksiądz jest redaktorem naczelnym magazynu "Tak Rodzinie". Jak do tego doszło?

Wcześniej pisałem często do "Anioła Stróża" i "Sygnałów troski". Współpracuję z tym wydawnictwem od kilkunastu lat, więc Siostry powierzyły stanowisko osobie, którą dobrze znały.

Co wypełnia tydzień Księdza Janusza? Jakie Ksiądz ma obowiązki wobec Parafii?

Parafia ma dosyć stały plan pracy, ale redakcja działa na wariackich papierach. Nieraz z godziny na godzinę zmieniają się plany, bo nawalił jakiś autor, bo pojawił się lepszy pomysł, bo ktoś zadzwonił z zaproszeniem na targi, na festyn, na konferencje. Dlatego w parafii mam statut rezydenta, czyli księdza, który pomaga w miarę możliwości, ale nie jest wikariuszem.

Ulubione zajęcia w wolnych chwilach?

Czytam książki, a właściwie kilka na raz, w zależności od nastroju i stopnia wyczerpania umysłu. Piszę rzeczy osobiste, nie przeznaczone do publikacji. Myślę o kupnie roweru i wycieczkach, bo poprzedni już się zużył i musiałem się go pozbyć. I lubię odwiedzać ludzi, rodzinę, znajomych. Ludzie trochą za mało wpadają do siebie. A e-maile wszystkiego nie zastąpią.

Skąd ks. Proboszcz pochodzi?

Mała miejscowość na wschodnich krańcach Mazowsza - Liw nad Liwcem, z zamkiem książąt mazowieckich, neogotyckim kościołem. Rzeka czysta, lasy grzybowe, można zobaczyć piękny krajobraz, zwierzęta polne i domowe.

Proszę nam powiedzieć jaka była droga do kapłaństwa ks. Proboszcza oraz droga do naszej Parafii?

Głos wołający do kapłaństwa odczuwałem zawsze, Pan Bóg jest cierpliwy, prowadził mnie przez doświadczenie pracy (np. FSO), zamieszkania w hotelu, wojska, do Seminarium. Po święceniach, pracowałem w siedmiu parafiach archidiecezji warszawskiej, na ostatniej spotkałem się z budową. Budowa mnie przerażała, ale Pan Bóg miał inne plany?

Czy ksiądz jest otwarty na powstanie nowych wspólnot?

Każdy ksiądz marzy o parafii gdzie istnieją rzeczywistości żyjące Duchem Chrystusa Zmartwychwstałego. Wtedy można się nawracać, tego wszyscy potrzebujemy. Nasza rodząca się do życia wspólnota parafialna, jest jak niemowlę, które potrzebuje mleka, jak mówi św. Paweł. Od niemowlaka nie można zbyt wiele wymagać, trzeba się nim opiekować, karmić, chronić. Można powiedzieć, że są już pewne oznaki wzrostu. Dzisiejszemu światu, jak roślinom wody, trzeba Ducha życia. Trzeba ludzi, którzy mają żywą wiarę i nie boją się tracić życia dla Chrystusa. Ale to wymaga długiego wzrostu, czasu dojrzewania. W tym kontekście potrzebne są wspólnoty, by w człowieku mógł wzrastać Chrystus.

Coś na temat budowy Kościoła?

Bałem się, ale Pan Bóg to wszystko przewidział cudownie, On sam to wszystko prowadzi, ja staram się Mu zbytnio nie przeszkadzać.

Czy probostwo w naszej parafii jest trudnym zadaniem? Jak wygląda posługa (probostwo, duszpasterstwo) w tutejszej parafii?

Mam doświadczenie pracy z dziewięcioma proboszczami na siedmiu parafiach w ciągu dwudziestu lat. Osobiście nigdy nie czułem się proboszczem, na początku peszyło mnie to, gdy tak się do mnie zwracano. Jestem po to by służyć, chociaż przy mojej egoistycznej postawie to nie łatwe. Pan Bóg mam miłość do grzesznika, myślę, że uzdalnia Was, moich Parafian do wybaczenia mi różnych niestosowności i błędów. Boli to, że tak mało Parafian jest obecnych w niedzielę na Mszy św. Wielu młodych ludzi zapomina o Bogu, żyją bez ślubu, w grzechu. Inni przypominają sobie o Kościele przy I Komunii św., Bierzmowaniu, w czasie innych posług. Brak przekazu żywej wiary w rodzinie. Rozbieżność między tym co głosi Kościół a sposobem życia. Chrześcijaństwo często jawi się jako: obowiązek chodzenia do kościoła, postu, zachowywania przykazań. Trzeba ludzi, którzy wskazali by drogę, dali świadectwo. Duszpasterstwo sakramentów - zachowawcze, w takich przypadkach jest bowiem niewystarczające. Trzeba znaków jedności i miłości, które wskazują na obecność Chrystusa i pociągają do Niego. Chrześcijaństwo jest radością życia Chrystusem, Kimś, Kto kocha, daje poczucie sensu, uzdalnia do miłości. Chrystus wyprowadza z niebytu grzechu, i ten kto doświadcza tej łaski, emanuje radością, żyje pełnią życia, zmartwychwstaniem. Doświadczył bowiem, że na tym Bożym świecie nie ma nic wspanialszego, jak spotkać Chrystusa, życie nasze, w Nim się rozradować, z Niego czerpać istnienie.

Jakie ksiądz ma hobby, zainteresowania poza duszpasterskie?

Lubię muzykę!

Jakie jest motto życiowe księdza?

"Trzeba aby On wzrastał, a ja żebym się umniejszał" (J3, 30)

Jakie plany na najbliższą przyszłość? (oprócz budowy kościoła)

Ap3,20 "Oto stoję u drzwi i kołaczę: Jeśli ktoś posłyszy mój głos i drzwi otworzy, Wejdę do niego i będę z nim wieczerzał A on ze Mną."

Aby te słowa mogły wypełniać się w życiu moim i całej naszej wspólnoty parafialnej.