Czwartek XXXIII tygodnia Okresu Zwykłego

Ewangelia wg św. Łukasza 19,41-44.

Gdy Jezus był już blisko Jerozolimy, na widok miasta zapłakał nad nim i rzekł: «O gdybyś i ty poznało w ten dzień to, co służy pokojowi! Ale teraz zostało to zakryte przed twoimi oczami. Bo przyjdą ...

25 lat Parafii

Objawienia Pańskiego w Bliznem

BYŁEM NA AUDIENCJI U JANA PAWŁA II

Kiedy sięgam pamięcią do wspomnień z lat młodości, na pierwszy plan wysuwa się to jedno, zupełnie wyjątkowe… Niespodziewane spotkanie z Ojcem Świętym Janem Pawłem II. Miało ono miejsce w 1993 roku. Byłem wtedy uczniem szkoły średniej.

Przyznam, że kiedy okazało się, że pojadę na pielgrzymkę do Włoch organizowaną przez nieznany mi wcześniej chór amatorów z Sochaczewa, podszedłem do sprawy dość chłodno. Wychodziłem z założenia, że będzie to po prostu zwykła wycieczka po Italii. A co do wizyty w Watykanie, to pewnie staniemy ściśnięci jak sardynki gdzieś na samym końcu placu świętego Piotra i tyle „widzieliśmy papieża”.

Stało się zgoła inaczej…

Niemniej początki nie napawały optymizmem. Pierwszym rozczarowaniem był ,,luksusowy” autokar, jakim przyszło nam podróżować. Okazało się, że jest to PKS, który na co dzień jeździ na linii Warszawa – Płock. Jako że w jego bagażniku zmieściła się tylko część wspólnych bagaży, pozostałe torby, w tym pielgrzymkowy prowiant, trafiły pod nogi pątników. Ja osobiście musiałem się przeprosić ze zgrzewką soku malinowego. Ze zgiętymi kolanami i śpiewem na ustach, pożegnaliśmy kościół w Sochaczewie i wyruszyliśmy w kierunku Włoch. Po trwającej zaledwie około doby podróży, dojechaliśmy szczęśliwie do celu, czyli do położonej 50 km od Rzymu miejscowości Santa Severa.

Tam, w otoczeniu pięknej pogody i uroków przyrody, która miała bardzo wiele do zaoferowania naszym zmysłom, przez cały dzień w wielkim skupieniu przygotowywaliśmy się na spotkanie z Ojcem Świętym. Ani pokryte ciemnym gorącym piaskiem plaże Rimini, ani nawet pisklęta sowy, które na miejsce gniazdowania wybrały akurat miejsce tuż obok mojego okna i uaktywniały się, jak tylko kładłem się spać, nie były w stanie odwrócić mych myśli od audiencji u Ojca Świętego.

Wreszcie nadszedł ten dzień… Kiedy odstaliśmy już swoje w kolejce, zostaliśmy wpuszczeni do Bazyliki św. Piotra. Tam czekało zaś na nas wielkie zaskoczenie. „Chóry i orkiestry proszone są w okolice ołtarza!” – usłyszeliśmy. W ten sposób nagle znaleźliśmy się na samym przodzie, pośród dziesiątków innych śpiewaków i instrumentów! „Tylko nie zacznijcie wszyscy grać i śpiewać, jak wejdzie Ojciec Święty” – pouczył nas polski duchowny, który zarządzał przebiegiem audiencji. Powiedziano nam jeszcze, że kiedy będziemy wyciągać dłonie po błogosławieństwo, to mają być one otwarte, tj. skierowane wierzchem do dołu, tak aby ochrona widziała, że nic w nich nie ukrywamy.

Kiedy przed rozpoczęciem Mszy świętej do bazyliki wkroczył Jan Paweł II, tłum niemal oszalał. Ludzie krzyczeli, prosili, by papież do nich podszedł, niektórzy przedzierali się do niego z tylnych rzędów, wszyscy z nadzieją wyciągali swe dłonie. Ojciec święty przesuwał się z uśmiechem wzdłuż bandy, a jeśli ktoś prosił go o chwilę rozmowy, przystawał i zamieniał parę słów. W ogóle cały czas był w interakcji, coś mówił, błogosławił. W pewnym momencie podszedł też do mnie… Położył dłoń na mojej i udzielił mi indywidualnego błogosławieństwa. Co za łaska.

Trudno opisać te chwile. Spotkałem Papieża, który lgnie do ludzi, szczególnie do młodzieży, który jest bliski i promienieje światłem Chrystusa. To miała być audiencja generalna, a stała się jakby prywatna. Następca świętego Piotra okazał się dostępny dla każdego z nas.

Minęło wiele lat. Kiedy 2 kwietnia 2005 roku pielgrzymka Jana Pawła II po ziemi dobiegała już kresu, w pewnym momencie powiedziano nam, byśmy pozwolili mu już odejść do domu Ojca. Wtedy przed oczami stanęła mi audiencja z 1993 roku. Prośba polskiego księdza, byśmy nie zatrzymywali papieża zbyt długo przy bandzie, bo ma bardzo napięty plan dnia.

Ale Jan Paweł II i tak podszedł do każdego. Bo każdy chciał czerpać jak najwięcej z jego obecności...

Dziś papieża już z nami nie ma, ale wciąż możemy czerpać z jego słów.

Czas, jaki został mi podarowany w Watykanie, zapisał się w moim sercu nie tylko jako miłe wspomnienie z albumu ze zdjęciami, ale również jako asumpt do pracy nad sobą, bo właśnie do niej zachęcał w trakcie Mszy polski papież. Do domu wracałem tym samym PKS-em wyrwanym z trasy Warszawa - Płock, ale już z zupełnie innym nastawieniem. Bogu niech będą dzięki za tamten czas… tamtą Eucharystię… tamtą serdeczną piotrową dłoń.

Jacek Grubek