Niezawodnego Orędownika we wszystkich trudnych sprawach. Przeczytaj świadectwa czterech mężczyzn: dwóch Parafian i dwóch mieszkańców Bemowa. Na końcu także instrukcja jak wysłać telegram do Świętego.
Świadectwo Pawła: To chyba cud: Pan Bóg zbudował nam dom w pół roku
Świadectwo Grzegorza: Na ratunek w sprawie kredytu
Świadectwo Michała: Okazało się, że to najlepsza praca w moim życiu
Świadectwo Piotra Krysiaka: Tato, za 22 dni będziesz miał pracę
PAWEŁ: TO CHYBA CUD: PAN BÓG ZBUDOWAŁ NAM DOM W PÓŁ ROKU
Święta Teresa z Avila mawiała: „ Nie pamiętam, bym kiedykolwiek, aż do tej chwili prosiła go o jakąś rzecz, której by mi nie wyświadczył.” Potężnego wstawiennictwa cieśli z Nazaretu doświadczył też nasz parafianin, który zawierzył mu budowę domu, a następnie… przecierał oczy ze zdumienia!
Moje dotychczasowe życie mogę podzielić na dwie części. Kiedyś byłem Piotrusiem Panem naszych czasów, mężczyzną żyjącym filozofią ekstremalnie egoistyczną. Był wszechświat i byłem ja – oczywiście w samym jego centrum.
Ponad 10 lat temu, gdy miałem 31 lat, na mojej drodze stanął Pan Bóg. Kiedy podjąłem ostateczną decyzję, że pragnę prawdziwie zostać katolikiem, zaczął On bardzo mocno przemieniać moje życie. Efekt jest taki, że dziś jestem szczęśliwym mężem i ojcem trojga dzieci.
Pragnę opowiedzieć Wam o roli, jaką w moim życiu odgrywa też święty Józef. Korzystam z jego wsparcia na dwóch płaszczyznach – duchowej i praktycznej.
Duchowe ojcostwo św. Józefa
Po pierwsze, św. Józef jest dla mnie duchowym wzorem do naśladowania. Uczę się od niego cnót, takich jak łagodność, cierpliwość, miłość i wyrozumiałość. Okazują się one wprost nieocenione w życiu małżeńskim i rodzinnym (a także w pracy). Nasze życie jest intensywne: mamy troje małych dzieci, najstarsze nie ma jeszcze pięciu lat. Czasem zdarza mi się zdenerwować na żonę lub dzieci. Wtedy jednak szybko nadchodzi refleksja, światło od Ducha Świętego: „Acha, uważaj na cierpliwość i łagodność, spójrz na to w Bożym kontekście”.
Święty Józef to taka szara eminencja w świecie miłości… Stoi trochę w tyle, mało o nim wiemy, ale prawda jest taka, że gdyby nie podjął pewnych odważnych decyzji, to cała historia zbawienia potoczyłaby się zupełnie inaczej. No właśnie, kolejną jego cnotą jest odwaga.
Kiedyś w moim życiu słowo „cnota” było wyśmiewane i pogardzane. Dziś już wiem, że cnota jest żołnierzem, strażnikiem. Stoi u drzwi serca i chroni przed złym duchem, pokusami i chorobami duchowymi.
Ale jak już wspomniałem, święty Józef pomaga mi też w bardziej prozaicznych sprawach.
Święty na budowie
Rok temu, gdy miała ruszyć budowa naszego domu, żona zasugerowała byśmy powierzyli ją w ręce świętego Józefa. Całą budowę odczytywaliśmy jako wolę Bożą w naszym życiu, dlatego zaczęliśmy wspólnie odmawiać nowennę ku czci ziemskiego opiekuna Jezusa.
Wtedy… wszystko zaczęło się sypać!
Otóż wcześniej mieliśmy już umówioną ekipę, która miała zbudować nam dom pod klucz. No i nagle, dosłownie chwilę przed terminem rozpoczęcia pierwszych prac, ci ludzie poinformowali nas, że będą jednak mogli wznieść dom tylko do stanu surowego - bo w czasie zimy z firmy odeszło kilku pracowników i nie ma rąk do pracy. „A więc to tak działasz, św. Józefie?!” – pomyślałem z zaskoczeniem. Miałem problem: jak wiadomo znalezienie specjalistów w tak krótkim terminie nie jest dziś proste.
Na szczęście wkrótce zaczęły dziać się rzeczy, które były ewidentnym przejawem Bożego działania.
Mógłbym mnożyć przykłady Bożej interwencji, tego, jak zadbał o różne sprawy. Opowiem tylko o dwóch sytuacjach. Pierwsza dotyczy pozwolenia na budowę. Był 4 kwietnia, ekipa chciała już wchodzić na działkę, a ja wciąż nie miałem w ręku potrzebnych dokumentów. Podjąłem jednak decyzję, że ruszamy, tzn. ekipa zabierze się już za przygotowanie terenu. Na placu ruszyły prace. Nie minęło 5 dni, jak dowiedzieliśmy się, że pozwolenie już jest i że zostało ono wydane z datą… 4 kwietnia… Dokument uprawomocnił się zaś tydzień później – akurat tego dnia ekipa planowała prace związane z fundamentami. Oznacza to, że nie musieliśmy czekać ani dnia na to, by legalnie przeprowadzić pierwszą poważną czynność.
Później, na etapie budowy dachu okazało się, że architekt popełnił błąd i konstrukcja w projekcie nie była dostosowana do pokrycia dachówką ceramiczną. Czy trzeba było wszystko wstrzymywać i zmieniać? Otóż nie, konstruktor przeliczył dane, zalecił dodanie tzw. grzęd do istniejącej więźby (czyli szkieletu dachu). Ale skąd na szybko wziąć odpowiednią ilość drewna? Gdy dowiedział się o tym nasz dekarz, to sprawdził, że z budowy więźby zostało dokładnie tyle, co potrzeba! Następnie zaproponował, że sam nam to wykona. Temat został załatwiony w kilka dni.
Budowanie domu i… zaufania do Boga
Dalsze etapy budowy były drogą, która uczyła mnie coraz większego zaufania do Pana Boga. Niezaprzeczalnie to On był kierownikiem naszej budowy. Pan Bóg pomagał mi dobierać konkretnych specjalistów, dawał konkretne znaki, że może ten człowiek, a nie inny. Oczywiście to wszystko było bardzo subtelne, pozostawiało wolność, choć nadmienię, że nie raz ja sam prosiłem w modlitwie: „Panie Jezu, proszę zostaw mi tylko jedną opcję, to wtedy będzie spokój.”. To był czas bardzo praktycznej współpracy ze Stwórcą. Ja robiłem swoje, szybko uczyłem się danego tematu i w odpowiednim momencie starałem się podejmować jak najbardziej racjonalne decyzje, a resztę pozostawiałem Jemu. Jestem osobą, która potrafi zarządzać projektami, wiem jednak, że pewne rzeczy robi człowiek, a pewne – Pan Bóg.
Wiem, że uważa się, że budowa domu jest jedną z głównych przyczyn rozwodów. Ja przez cały ten czas odczuwałem radość i pokój serca. Wraz z żoną mieliśmy takie podejście, że chcemy przeprowadzić wszystko możliwie szybko, sprawnie i skutecznie, ale na pewno nie za wszelką cenę. Gdyby miało się okazać, że wspólne przedsięwzięcie w jakikolwiek sposób szkodzi naszej rodzinie, to natychmiast dokonujemy rewizji działań.
Okazało się jednak, że wcale nie musimy zwalniać. Ba, finał tej historii można chyba postrzegać w kategoriach cudu. Otóż rok temu podpisaliśmy umowę z przedszkolem dla dwójki naszych dzieci w lokalizacji blisko budowy. Pierwszy dzień zajęć wyznaczony został na październik i wtedy chcieliśmy mieszkać już w nowym domu. Przeprowadziliśmy się do niego… na wieczór przed rozpoczęciem pierwszego dnia w przedszkolu. Od wbicia pierwszej łopaty do przeprowadzki minęło niecałe 6,5 miesiąca.
Budowę z naszej perspektywy oficjalnie zakończyła wizyta samego Pana Jezusa podczas odprawienia Mszy Św. i pobłogosławienia domu przez znajomego kapłana. Dziękujemy Ci Panie Boże – najlepszy kierowniku budowy pod słońcem J.
Paweł
GRZEGORZ: NA RATUNEK W SPRAWIE KREDYTU
Wydawało się, że w zderzeniu z niezrozumiałą decyzją banku nie da się już nic zrobić. Wtedy do akcji wkroczył święty Józef…
Kilka lat temu wraz z żoną kupiliśmy nowe mieszkanie. Zrobiliśmy to w ramach rządowego programu „Rodzina na swoim”. Państwo miało spłacać połowę odsetek od naszego kredytu.
Przez pierwsze trzy lata wszystko szło zgodnie z umową - aż pewnego dnia otrzymaliśmy z banku list, którego treść niemal zwaliła nas z nóg. Zostaliśmy poinformowani, że w naszych papierach dopatrzono się jakichś nieścisłości i tak naprawdę nigdy nie należał nam się kredyt na takich warunkach. Autorzy pisma wzywali nas, byśmy natychmiast (!) zwrócili 30 000 złotych, czyli kwotę, którą zdążyło już dopłacić nam państwo. Jakby tego było mało, z powodu wykreślenia nas z programu „Rodzina na swoim” miesięczna rata kredytu miała teraz wzrosnąć o 700 zł.
A przecież na zakup naszego mieszkania mogliśmy sobie pozwolić tylko dzięki uczestnictwu w tym programie...
Wkrótce okazało się, że źródłem zamieszania był drobny błąd formalny po stronie dewelopera. Otóż gdy kupiliśmy mieszkanie, byliśmy zmuszeni dokonać zmian w instalacji elektrycznej. Usługę tę zleciliśmy właśnie deweloperowi. Niestety pracownicy firmy na fakturze połączyli cenę za mieszkanie i za modyfikację okablowania - w jedną kwotę. Wartość naszego lokum została leciutko zawyżona i to wystarczyło, byśmy pozornie przekroczyli istniejące w programie „Rodzina na swoim” limity.
Sytuacja była poważna. Między nami a bankiem ruszył ping pong na argumenty. Mieliśmy po swojej stronie dewelopera, jednak jego próby wyjaśnienia sprawy spełzły na niczym. Sami też pisaliśmy odwołania, dosyłaliśmy wyjaśnienia, lecz bank uparcie twierdził, że są one niewystarczające i… kierował do nas kolejne pisma z wezwaniem do natychmiastowej zapłaty „zaległych” pieniędzy. To był czas ogromnego stresu, szukania pomocy u prawników i rozpytywania wszędzie wokół, co robić. I wtedy koledzy ze wspólnoty powiedzieli mi o 30-dniowym Nabożeństwie ku Czci Świętego Józefa.
Świadectwa moich współbraci były bardzo umacniające. W zasadzie mówili oni to samo, co powiedziała kiedyś święta Teresa z Avila: „Biedni grzesznicy, bez względu na wielkość waszych potrzeb, zwróćcie się o pomoc do świętego Józefa! Idźcie do Józefa ze szczerą pewnością i spokojem, że wasze prośby będą wysłuchane". Uklękliśmy więc z żoną i zaczęliśmy się modlić.
Przełom nastąpił jeszcze zanim zdążyliśmy dokończyć nabożeństwo. Pewnego dnia ni stąd ni zowąd otrzymaliśmy pismo z informacją, że stanowisko banku uległo zmianie: nasze wyjaśnienia są jednak wystarczające, oczywiście nie musimy oddawać żadnych pieniędzy, a dopłaty do mieszkania zostają wznowione. Chwała świętemu Józefowi!
Szczęśliwe zakończenie problemów z kredytem okazało się początkiem procesu nawiązywania głębokiej więzi z Oblubieńcem Najświętszej Maryi Panny. Pamiętam taki ważny moment, gdy jakiś czas później pojechałem na rekolekcje ignacjańskie. I tam była taka piękna medytacja, w której towarzyszyłem świętemu Józefowi w narodzinach Jezusa… Patron rodzin na stałe zagościł też w naszym domu. Teraz obok wizerunków Jezusa, Maryi i Archanioła Michała można u nas zobaczyć statuetkę oraz ikonę świętego Józefa. Wstaję rano i on gdzieś tam jest. Modlimy się wieczorem całą rodziną i on jest. Najczęściej nie mam czasu na to, by długo z nim porozmawiać, ale wystarczy, że przechodząc pospiesznie obok jego figurki, wypowiem akt strzelisty… i już człowiek wie, że nie jest sam. Owo poczucie obecności i wsparcia zostaje w głowie, w duszy i w sercu i bardzo pomaga na codziennych ścieżkach życia.
Wiedz, że nawet jeśli twoja sprawa jest trudna – święty Józef ci pomoże. Pamiętaj, że podstawą naszej wiary jest wierność modlitwie. W trudnych chwilach trzeba ufać, wierzyć i trwać na modlitwie. Zupełnie jak cieśla z Nazaretu, który kiedyś uratował mi dach nad głową.
Grzegorz
MICHAŁ: OKAZAŁO SIĘ, ŻE TO NAJLEPSZA PRACA W MOIM ŻYCIU
Święty Józef nie wypowiada w Biblii ani słowa. Ale chyba musi być człowiekiem o dużej sile perswazji, skoro tak skutecznie wyprasza wiernym pracę. I to jaką! Nasz parafianin Michał jest autorem kolejnego świadectwa, które pozwala nam sądzić, że Bemowo i jego okolice cieszą są otoczone szczególną opieką patrona rodzin i ojców.
Trzy i pół roku temu byłem w momencie życia, gdy bardzo chciałem zmienić zatrudnienie. Chodziło o to, by więcej zarabiać i rozwijać się zawodowo. W dotychczasowej pracy dotarłem do sufitu finansowego; poza tym perspektywy rozwoju umiejętności były ograniczone, a stosunek szefa do mnie kiepski. Co do potrzeby wyższych zarobków, to była ona uzasadniona tym, że oczekiwałem narodzin czwartego syna (rosnące wydatki bieżące), chcieliśmy zmienić kilkunastoletni psujący się samochód na nowszy, a trzypokojowe mieszkanie na większe (by wraz z kilkoma żywiołowymi chłopcami odetchnąć w większej przestrzeni).
W owym czasie byłem zapisany do grupy mailowej Katolickiej Wspólnoty Mężczyzn z parafii św. Łukasza Ewangelisty. Jeszcze nie chodziłem na spotkania, ale śledziłem losy wspólnoty elektronicznie. W pewnym momencie członkowie KWM zaczęli dzielić się mailowo swoimi świadectwami o tym, jak święty Józef pomógł im znaleźć pracę (patrz EPIFANIA nr 331 i 334 – przyp. red.). Poczułem inspirację do tego, by też się do niego zwrócić. Za przykładem innych wystartowałem z 30-dniowym nabożeństwem ku jego czci.
Zbliżałem się właśnie do końca odmawiania nabożeństwa, gdy zadzwonił do mnie menedżer, z którym rozmawiałem dwa miesiące wcześniej o jakiejś pracy - ale wtedy okazało się, że ona mi nie pasuje ze względu na dużą liczbę podróży służbowych (firma zapomniała o tym napisać w ogłoszeniu i wyszło to na jaw dopiero podczas ostatniej rozmowy twarzą w twarz). Tym razem firma miała inną posadę, bez podróży i, co najważniejsze, pasującą do mojego profilu zawodowego. Co prawda nie byłem specjalistą z tego obszaru (chodziło o integrację systemów IT), ale moje obowiązki miały się pokrywać się z tym, w czym miałem już pewne doświadczenie.
Zdecydowałem się więc przyjąć tę propozycję, a na dodatkowej rozmowie uzyskałem nawet dokładnie taką pensję, o jaką grałem (była to wówczas prawdopodobnie najwyższa osiągalna na rynku kwota). Gdy trzy miesiące później zacząłem pracować w nowej roli, okazało się, że jest to najlepsza praca w moim życiu - idealnie pasująca do moich wrodzonych talentów, z ogromnymi perspektywami rozwoju, elastycznym czasem pracy, możliwością pracy z domu, bardzo przyjazną atmosferą wśród współpracowników i menedżerów i z dobrym pakietem socjalnym dla rodzin pracowników!
Od tamtej pory mam ogromną wiarę w opiekę św. Józefa i moc jego wstawiennictwa i wszystkim polecam Nabożeństwo ku Czci Świętego Józefa. Dziś powierzam św. Józefowi różne sprawy w moim życiu (niekoniecznie za pośrednictwem tej 30-dniowej modlitwy). Zwracam się do niego w szczególności z prośbą o łaski i umiejętności potrzebne do tego, by mądrze wychować synów. Mam przekonanie, że on się mną opiekuje, choć na razie nie mogę podać tak spektakularnych przykładów jak ten z pracą. Ale zobaczymy, co będzie dalej, bo wiosną znowu sięgnąłem do 30-dniowej modlitwy w ważnej sprawie i głęboko wierzę, że w odpowiednim czasie zobaczę jej efekt...
Michał
PIOTR: TATO, ZA 22 DNI BĘDZIESZ MIAŁ PRACĘ
Kilka lat temu grupa mężczyzn z jednej ze wspólnot na Bemowie zaczęła doświadczać szczególnej pomocy św. Józefa. W trakcie odmawiania 30-dniowego Nabożeństwa nagle rozwiązywały się ich problemy z pracą, kredytem, budową domu. Łaski nie przestają płynąć do dziś.
Mam 46 lat, jestem żonaty i mam dwoje dzieci. Jestem wielbicielem Głowy Świętej Rodziny, Świętego Józefa. Chciałbym opowiedzieć o pomocy, jaką od Niego otrzymałem jakiś czas temu, gdy straciłem pracę.
Pamiętam, że długo szukałem tej pracy, że bardzo się niepokoiłem... Jako mężczyzna i głowa rodziny z ogromną troską myślałem o przyszłości i o tym, jak zapewnię mym bliskim środki do życia. Miałem jednak to szczęście, że Lider naszej Katolickiej Wspólnoty Mężczyzn pod wezwaniem Świętego Józefa już wcześniej niejako przetarł nam ścieżkę wychodzenia z tego typu problemów. Tomek kiedyś przez jakiś czas sam nie miał pracy - wtedy odprawił 30-dniowe Nabożeństwo ku Czci Świętego Józefa i… został wysłuchany, nota bene ostatniego, trzydziestego dnia modlitwy. Pewnego dnia moja żona zapytała mnie: "No to kiedy ty zaczniesz odmawiać...?". Postanowiłem zatem powierzyć mój problem Panu Bogu przez wstawiennictwo Głowy Świętej Rodziny i ruszyłem z Nabożeństwem. Pamiętam taką jedną sytuację, jak kilka dni później mój starszy syn zapytał: "Tato, który dzień już odmawiasz?" Ja mówię: "Ósmy". On na to: "Aa, to za 22 dni będziesz miał pracę :)". Coś mnie wtedy ścisnęło za gardło, gdy tak o tym pomyślałem... Ale odmawiałem dalej.
Nabożeństwo ku Czci Świętego Józefa trwa 30 dni na pamiątkę 30 lat, które Święty Józef przeżył w Nazarecie z Panem Jezusem i Matką Bożą. Moim zdaniem, aby odprawić je z czcią i w sposób godny, potrzeba tak około pół godziny dziennie. Chcę mocno podkreślić, że łącznie to było najlepiej zainwestowanych piętnaście godzin mojego życia. Wierzę też, że „przy okazji” odmawiania Nabożeństwa otrzymałem od Głowy Świętej Rodziny pewnego rodzaju formację. Odczytywane na głos wezwania do Świętego Józefa stały się dla mnie naturalną przestrzenią do tego, by rozważać Jego cnoty, a jednocześnie… zadać sobie pytanie, jak wiele ja sam mam jeszcze do poprawienia. To był czas, gdy dostrzegłem w sobie wiele wad i niedociągnięć i postanowiłem zacząć nad nimi pracować. Oprócz tego odkryłem i podjąłem zobowiązanie, by wspierać Potrzebujących i modlić się za Umierających i za Zmarłych. Nadal pragnę to czynić, a ponadto, a może przede wszystkim: jestem wielbicielem Świętego Józefa i głoszę Jego Chwałę! Głoszę ją, gdyż za Jego wstawiennictwem pod koniec odprawiania Nabożeństwa otrzymałem od naszego Najukochańszego Pana Boga zatrudnienie i podpisałem umowę! I tak - mój pierwszy dzień pracy wypadł w trzydziestym i ostatnim dniu Nabożeństwa!
Przyznam, że wcześniej nie znałem bliżej Świętego Józefa. Wiedziałem tylko, że żył, że był Głową Świętej Rodziny. Odkryłem Go dopiero w związku z moimi problemami z pracą. A może powinienem raczej powiedzieć, że to Święty Józef odkrył naszą Katolicką Wspólnotę Mężczyzn. Wcześniej nie mieliśmy żadnego Patrona. Czuję, że to Święty Józef sam do nas przyszedł i sam się nami zaopiekował. I że podarował nam 30-dniowe Nabożeństwo, poprzez które jeden po drugim wypraszamy wyjście z trudnych sytuacji życiowych. Jestem ogromnie wdzięczny Panu Bogu, że nasz Lider, Tomek, odkrył tę wspaniałą modlitwę i nam o niej powiedział.
Dodam, że w pracy, którą otrzymałem, wielokrotnie czułem, że jestem pod Płaszczem Opieki Świętego Józefa. Działo się tak (i nadal dzieje) we wszystkich trudnych i stresujących momentach. W ogóle widzę, że za wstawiennictwem Głowy Świętej Rodziny Pan Bóg załatwia wszystkie moje trudne sprawy. Chwała Panu!
Piotr Krysiak
Obchodzimy dzisiaj liturgiczne wspomnienie świętego Józefa. Z tej okazji pragniemy wysłać do niego TELEGRAM.
„We wszystkich potrzebach zwracaj się do niego i jego pośrednictwa, staraj się zjednać mu licznych czcicieli, albowiem o cokolwiek mój oblubieniec prosi w niebie, tego Pan nie odmawia na ziemi. Wielkie i nadzwyczajne łaski Pan przyrzekł udzielić ludziom przez pośrednictwo św. Józefa, byleby tylko ludzie chcieli z tego skorzystać.”
MATKA BOŻA do czcigodnej Marii z Agredy („Mistyczne Miasto Boże”)
„Telegram do św. Józefa” to znana modlitwa, do której sięga się w sprawach trudnych i nagłych. Gdy nie ma czasu. Gdy trzeba wybłagać szybki ratunek. Dlatego odprawienie tego nabożeństwa trwa tylko jeden dzień.
Telegram to Triduum: polega na trzykrotnym odmówieniu krótkiej modlitwy - rano, w południe i wieczorem. Jeśli sytuacja jest bardzo nagląca, można to wręcz zrobić w trzech następujących po sobie godzinach.
Tekst modlitwy znajdziesz tu:
https://www.swietyjozef.kalisz.pl/Modlitwy/77.html
Zalejmy św. Józefa telegramami w intencji NASZEGO NAWRÓCENIA I POWSTRZYMANIA PANDEMII KORONOWIRUSA, i we wszystkich innych intencjach jakie macie w sercu!
Świadectwo parafianki:
„Kilka lat temu tuż przed udaniem się na trudne spotkanie rodzinne, będąc na granicy rozpaczy, wysłałam telegram do św. Józefa. Modlitwę zdążyłam odmówić tylko raz… a sprawa już w jakiś sposób się rozwiązała.
Otóż krótko po tym, jak uczyniłam znak krzyża, w moje serce wlał się wielki pokój. Z kolei gdy byłam już w drodze na spotkanie, to tak jakbym usłyszała gdzieś z góry radę, że na razie mam nic nie mówić ani nie robić w sprawie, o którą chodziło. Na miejsce przybyłam, jak gdyby nic się nie stało i teraz z perspektywy kilku lat widzę, że brak interwencji z mojej strony był w tamtym czasie bardzo roztropnym rozwiązaniem. To, co wydawało mi się słuszne, i w normalnych warunkach takim by było, mogło wtedy tylko zaszkodzić, bo moi rozmówcy nie byli jeszcze gotowi na słowa prawdy.
Suma summarum nie musiałam nawet kończyć dwóch pozostałych części telegramu, za co dziś pragnę podwójnie podziękować św. Józefowi – mężowi dobrej rady.”
Poznaj także dwie inne postaci:
Grzegorz Wielki
https://www.pch24.pl/roberto-de-mattei--papiez-grzegorz-i-koronawirus-jego-czasow,74182,i.html
Karol Boromeusz
https://www.pch24.pl/swiety-karol-boromeusz--kaplan-w-czasach-zarazy,74585,i.html